Wróciła, by dokończyć swoją historię

Wróciła, by dokończyć swoją historię

Rok temu, podczas wizyty radomszczańskich uczniów w mieście partnerskim Kirjat Bialik poznali oni Annę Poniemuńską, która podczas II Wojny Światowej przebywała w radomszczańskim getcie, a następnie była ukrywana przez Polaków w Łęgu. Pani Anna nie zdążyła opowiedzieć swojej historii do końca, jednak obiecała, że gdy będzie w Polsce to spotka się młodzieżą i dokończy swoją opowieść. Dotrzymała danego słowa i w restauracji Zameczek opowiedziała o swoich dalszych losach.

Anna Poniemuńska urodziła się w Łodzi. Jej mama oraz babcia pochodziły z Radomska. Mama Pani Anny wyjechała na wschód w poszukiwaniu męża zostawiając córkę pod opieką babci, która w tamtych czasach mieszkała przy ulicy Krakowskiej. Ponieważ była żydówką trafiła do getta wraz z małą Anią, a następnie w jakiś sposób wraz z wnuczką udało przedostać się im do Łęgu.

- Moja babcia miała pomoc domową, Andzię, która pochodziła z Łęgu jest to bardzo blisko Radomska, poswatała ją z jednym chłopcem, pobrali się i zamieszkali w Łegu a my z nimi. Babcia miała papiery aryjskie i była uznawana jako Polka. Ja z wyglądu nie byłam podejrzewana, że jestem żydówką. Pewnego dnia nad ranem przyjechało SS z Radomska, wyrzucili wszystkich na zewnątrz. Siedzieliśmy na mokrej trawie, ja na kolanach babci, obok niej mój wujek i Andzia. Wszyscy musieli się wyspowiadać, powiedzieć kto jest kto i pokazać papiery. Inni żydzi nie mieli dokumentów więc prowadzono ich za stodołę i tam strzelali.

Przyszła kolej na mojego wujka, miał papiery i tłumaczył, że nazywa się Borys. Jednak jeden z SS był folksdojczem i powiedział, że to nie prawda, i że jest Żydem. Nic na to nie pomogło, wujek uciekł do żyta i się schował. Niemcy stali na dachu obory i zaczęli strzelać, nie byli pewni czy trafili więc podpalili żyto. Wujek zaczął uciekać w kierunku łąki, bliżej nas. Trafili go, upadł i umarł.

Następna była moja babcia, dała mnie Andzi na kolana, a Niemcom tłumaczyła, że nazywa się Borys Ewa, pokazała papiery i odmówiła modlitwę. Wydał ją ten sam folksdojcz. Kazali jej iść za stodołę i tam ją zabili. Więcej jej nie widziałam, stałam jak kamień… bo gdybym powiedziała babciu – to też pewnie skończyłoby się tak samo. Przyszła kolej na mnie, a Andzia powiedziała, że jestem jej córką. I to mnie uratowało – opowiada Anna Poniemuńska.

Kolejna część historii poświęcona była jej życiu na wsi, gdzie w wieku czterech lat zajmowała się domem, sprzątała, rozpalała ogień w kuchence czy wyprowadzała kozy na pastwisko. Cięższymi pracami zajmowała się Andzia, gdyż mężczyźni trafili do nazistowskiego obozu w Oświęcimiu . Opowiadała też o kolejnych egzekucjach, nieszczęściach i trudach wojny. U rodziny w Łęgu Anna przebywała do 1946 roku. Kiedy przybyli po nią jej rodzice nie obyło się bez problemów, właściciel posesji, który wrócił z Oświęcimia zażądał okupu za wydanie im własnego dziecka w wysokości miliona polskich złotych. Taka suma była nie do przyjęcia dla rodziców Pani Anny, zwrócili się więc o pomoc do jednej z organizacji działających w Warszawie, która pomogła im w odzyskaniu córki. Za pieniądze uzyskane z okupu właściciel zakupił konia, krowę i wóz. Tak zakończyła się opowieść o życiu na wojnie, w dalszej części Pani Anna opowiedziała o jej edukacji i życiu w Izraelu.

Więcej o:
Wróć na stronę główną

PRZECZYTAJ JESZCZE