Policjanci ze Zgierza uratowali przed zamarznięciem mieszkańca powiatu radomszczańskiego, który w środku nocy chodził po ulicy w klapkach i krótkich spodenkach. Był tak pijany, że nie wiedział jak się nazywa, ani gdzie jest.
W środę 8 lutego, około godz. 23.00 dyżurny zgierskiej komendy odebrał dwa głuche telefony pod rząd z tego samego numeru. Sądził, że to jakiś dowcipniś, ale przy trzecim telefonie z tego samego numeru usłyszał w słuchawce męski głos.
Mężczyzna po drugiej stronie wybełkotał tylko, że jest zimno. Później mężczyzna nie był w stanie nic powiedzieć, milczał przez długi czas. Dyżurny przez godzinę w rozmowie telefonicznej dopytywał jak się nazywa rozmówca i gdzie jest. Mężczyzna nie był w stanie powiedzieć jak się nazywa, ani gdzie się znajduje, powtarzał jedynie, że jest zimno i że się kładzie.
Policjanci instruowali go, że ma być w ruchu, dopytywali o to, co widzi. Najpierw rozmówca mówił, że widzi baner reklamowy, później skrzyżowanie ze światłami i nazwę ulicy – Mikołaja. Dyżurni połączyli w całość te szczątkowe informacje i wytypowali jedno ze skrzyżowań w Głownie. Natychmiast wysłali tam policjantów i to był strzał w dziesiątkę. Mundurowi na środku ulicy znaleźli 44-latka z klapkach, krótkich spodenkach i koszulce. Był zmarznięty i zdezorientowany.
Jak ustalili policjanci problem w rozmowie wynikał z upojenia alkoholowego mężczyzny. Mieszkaniec powiatu radomszczańskiego został bezpiecznie dowieziony do zgierskiego aresztu.
źródło: policja Zgierz