Sporo z nich przyznaje, że rozumie sytuację. W większości zawiesili działalność lokali. Liczą straty, ale zgodnie twierdzą, że zdrowie jest najważniejsze.
Rząd zadecydował, że kawiarnie czy restauracje będą mogły działać pod warunkiem, że będą świadczyły usługi wyłącznie na wynos lub na dowóz. Większość przedsiębiorców pozamykała puby i kluby, o czym powiadomiła klientów na portalach społecznościowych. Teraz liczą straty.
- Zamknąłem lokal. Nie chciałem, żeby ktoś mi zarzucił, że zaraził się u mnie. Takiej odpowiedzialności na siebie nie biorę. Dotkliwie odczuje straty, tym bardziej, że nastąpiło to w okresie, który nadrabia praktycznie cały miesiąc, bo ludzie są po wypłatach, przychodzą do barów i pubów. Mam ZUS. Przecież to są kolosalne pieniądze – powiedział w rozmowie z nami pan Witold, właściciel radomszczańskiego pubu.
- Są chwile, gdy ludzie muszą zrozumieć, co się dzieje naprawdę. Wiem, że każdy, kto prowadzi działalność, musi opłacić pracowników i stałe koszty. Ale życie i zdrowie naszych przyszłych gości jest najważniejsze. Na pewno wiele z zakładów będzie zamkniętych – mówi pani Barbara właściciela salonu fryzjerskiego.
Przeczytaj: Przedsiębiorcy sceptycznie traktują „tarczę”
– Z moich obserwacji wynika, że będą to długie chwile, liczę, że dwa miesiące minimum. Obawiam się, że i rząd nie wie, kiedy to się skończy. Wszystko zależy od nas samych, siedźmy w domach i ograniczmy kontakt ze sobą – zaapelował Jarosław, właściciel warsztatu samochodowego.
Jednak niektórzy przedsiębiorcy uważają, że rząd podjął niewłaściwe decyzje, a przynajmniej niesprawiedliwe. Ich zdaniem, faworyzowane są wielkie, zagraniczne sieci sklepów, a lokalni handlowcy stoją na straconej pozycji.
- Co z tego że zawieszę ZUS na dwa miesiące. To w trzecim miesiącu muszę zapłacić za poprzednie dwa. Jakie 5 tys. złotych pożyczki? Na co te pieniądze, kreatywna ekonomia, oni nawet nie wiedza co mówią. Ręce opadają. Nie wierzę w „tarczę”. To tylko obiecanki, a rzeczywistość trzeszczy - mówi pan Jacek, radomszczański przedsiębiorca.