Przyjechali, podebatowali, ponarzekali, zwiedzili szpital, zjedli obiad. I wrócili do swoich powiatów. Jutro (4 lutego) będą kontynuować szukanie oszczędności, by starczyło na oświatę. Mowa o starostach powiatów województwa łódzkiego, którzy poniedziałek spędzili w Radomsku.
- Mój powiat jest bogaty jeśli chodzi o placówki oświatowe. O ilość uczniów. Zawsze dbaliśmy o to. Uważaliśmy, że to ubogacenie powiatu - mówił Janusz Mielczarek, starosta łęczycki, który dziś ma problem. Jak każdy inny samorządowiec.
Bo rosną koszty, bo rosną płace. Bo ktoś dostaje podwyżkę, więc ktoś inny protestuje. I też dostaje podwyżkę. A ktoś te podwyżki musi sfinansować.
- Każda szkoła to ogromny problem, bo jest deficyt. Deficyt, który powstał nie z naszej winy, a wręcz przeciwnie. Powstał w wyniku narzuconych przepisów, podnoszenia płac, za co samorządy nie otrzymują żadnego refinansowania - dodaje Janusz Mielczarek.
Zobacz także: Samorządy apelują o wyższą subewncję oświatową
I jasne. Można powiedzieć, że od tego jest starosta, by dobrze zarządzać. Za to mu płacą. Od tego skarbnik, by odpowiednio rozłożyć wydatki. By starczyło. Bo musi. Nie powinno być narzekania, płakania. Ale problem w tym, że jak będzie trzeba, to oni znajdą. Tak rozpiszą, że starczy. Nauczyciele dostaną pensje. Szkoły za prąd zapłacą. Ale braknie na odśnieżenie drogi, gdy w końcu spadnie śnieg. Braknie na załatanie dziury w jezdni, przez co stracisz koło. A potem... braknie na odszkodowanie za to koło.
- Te pieniądze powinny iść na inwestycje drogowe czy też inne inwestycje, które musimy i powinniśmy wykonać - mówił Bogdan Jarota, starosta zgierski, gdzie do oświaty trzeba w tym roku dołożyć 20 milionów złotych.
Znajdą te środki? Pewnie, że znajdą. Muszą. Bo od tego są. Jak Tobie przyjdzie większy niż zwykle rachunek, to też ponarzekasz i go zapłacisz. Tylko z jakiej przyjemności zrezygnujesz?