Andrzej Poniedzielski w miejskiej bibliotece

We wtorek, 27 marca, do Miejskiej Biblioteki Publicznej zawitał Andrzej Poniedzielski.

Do  Radomska, do Miejskiej Biblioteki Publicznej, zawitał Andrzej Poniedzielski. Niezwykle skromny człowiek, a przecież mistrz mowy polskiej. Ceniący sobie dyskretny humor i subtelne porównania.

 

Dyrektor biblioteki, Anna Kosendek, która przywitała gościa, dłuższy czas wspominała o jego wyjątkowości jako autora tekstów, scenarzysty, także jego dorobek poetycki i satyryczny. Pełna po brzegi sala mogła obserwować, jak za każdym razem, gdy podkreślano walory jego twórczości, bohater tej swoistej laurki za cały komentarz tylko coraz wyżej podnosił brwi, jakby sam nie bardzo wierzył w to, co o nim mówią. I właśnie to minimalistyczne zachowanie - jeśli jeszcze ktoś miałby wątpliwość, czy to faktycznie Poniedzielski przybył do Radomska – powinno utwierdzić w przekonaniu, że tak. Poniedzielski.

 

Poeta – choć sam za takiego się nie uważa – rozpoczął rozmowę od książek. Swoich książek, których sporo egzemplarzy przywiózł ze sobą. Dość szybko jednak zaczęły z sali padać liczne pytania, dotyczące przede wszystkim jego twórczości, tego, co go inspiruje, nad czym się zastanawia, co wprawia go w zachwyt lub złość. Pytano go także o wenę i godziny, w których pracuje. Co do tych ostatnich to Poniedzielski – jak przystało na prześmiewcę, który sam siebie nie oszczędza - przyznał, iż są pewne godziny, w których p o w i n i e n pisać, ale on z nich nie korzysta. Wspomniał także o czymś, czego każdy z nas może mu pozazdrościć: nigdy nie musiał robić czegoś, czego nie lubił.

 

Co go inspiruje? Człowiek na pewno, ale szczególnie przyroda, choć nie można oprzeć się wrażeniu, że do każdej z tych inspiracji poeta i autor tekstów - u którego powściągliwość chyba weszła już w manierę - zawsze ma wielki dystans. Dystans ma także do samego siebie i swojej pracy. Coraz bardziej poznaje swoje wady i ograniczenia, które przynosi wiek. Razem z kolegą, Arturem Andrusem, ciągle tkwią w przekonaniu, że kiedyś wyjdą na scenę i…  niestety spektakl się nie uda. Bo przecież niemożliwe jest, by zawsze wszystko się udawało. To tak jak w dowcipie o niewidomych pilotach samolotu: piloci rozpędzają maszynę na pasie startowym. Jest już najwyższy czas, aby wzbili się w powietrze. Gdy ciągle jeszcze tego nie robią, pasażerowie samolotu wreszcie wydają z siebie głosy przerażenia. I dopiero wtedy, jak na komendę, maszyna odrywa się od podłoża i wzlatuje w niebo. Wówczas jeden z niewidomych pilotów mówi do drugiego: „Jak oni kiedyś nie krzykną…”.

 

Tak to w sympatycznej atmosferze upłynął wieczór z Poniedzielskim. Gość, przed rozdawaniem autografów, podziękował obecnym na spotkaniu za trud przybycia na nie, bo jak twierdzi, nie jest łatwo w dzisiejszych czasach powiedzieć w domu tak po prostu: „Idę do biblioteki”. Nie jest łatwo, a przecież warto.

 

Więcej o:
poniedzielski biblioteka spotkaniez poniedzielskim mbpo radomsko mbp radomsko
Wróć na stronę główną

PRZECZYTAJ JESZCZE