13 maja w ramach Ogólnopolskiego Tygodnia Bibliotek, w radomszczańskiej placówce odbyło się spotkanie czytelników z pisarką Joanną Bator – autorką m.in. „wałbrzyskiej trylogii”: „Piaskowa Góra”, „Chmurdalia” oraz „Ciemno, prawie noc”. Podczas rozmowy zdradziła co nieco o czym będzie nowa powieść, nad którą aktualnie pracuje.
Spotkanie z czytelnikami w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Radomsku poprowadziła literaturoznawczyni i zarazem krytyk literacki Paulina Małochleb. Rozmowę rozpoczęto od ważnej w dorobku autorki książki - „Ciemno, prawie noc”, bowiem za tą powieść w 2013 roku otrzymała nagrodę literacką Nike. Natomiast niedawno, historię tę przeniesiono na duży ekran. Joanna Bator mówiła, że wraz z nową powieścią zawsze ją interesuje, kim jest jej nowy czytelnik. Opowiadała również o tym, co wraz z nagrodą zmieniło się w jej życiu.
- Nagroda Nike to była taka wisienka na torcie, która pozwoliła podjąć decyzję, jak na przykład porzucenie pracy na uniwersytecie, ale ona nie zmieniła wiele. W sensie mojej relacji z czytelnikami, czy też mojego poczucia tego w jakim miejscu jestem na tak zwanym rynku książkowym
- mówiła Joanna Bator.
Pisarka przyznała, że pierwsze zainteresowanie filmowców jej książkami były już przy powieści „Piaskowa Góra”. Jednak to do „Ciemno, prawie noc” pojawiły się trzy osoby z propozycjami ekranizacji. Wybór padł na reżysera Borysa Lankosza. O relacji z reżyserem i wyobrażeniu przeniesienia powieści na ekrany, mówiła tak.
- Od początku wiedziałam, że nie będę chciała pracować przy filmie, ani nad scenariuszem. Dlatego, że dla mnie to już był koniec pewnego etapu mojej twórczości. Bardzo silnie odczułam to, że jest to zamknięcie tej wałbrzyskiej trylogii i że mam ochotę zostawić to wszystko i ruszyć w świat, w zupełnie inne kierunki. Nie wyobrażałam sobie powrotu do pracy nad tą historią. Dałam Borysowi Lankoszowi tą książkę z dużym zaufaniem. Bardzo mi zaimponowało w jego postawie to, że to była miłość. I druga rzecz, która mi zaimponowała to, że on zobaczył w tej książce to co dla mnie było najważniejsze, czyli że jest to baśń dla dorosłych. Natomiast, jeśli miałam jakieś wyobrażenie filmu, to wyobrażałam sobie obraz w stylistyce podobnej do filmu „Labirynt fauna” hiszpańskiego reżysera Guillermo del Toro.
Natomiast co do pytania o zbieranie wątków i historii do książek Bator mówiła, że one nie pochodzą z życiowych doświadczeń. Wynikają one z doświadczeń pisarki jako Polki, jednak niewiele mają wspólnego z historiami rodzinnymi. Wyjątek stanowi historia dziadka, żołnierza AK. Główne źródło jej książek bije na Dolnym Śląsku i w miejscowości Wałbrzych, przewija się też obraz wsi z rodzinnych stron z Gomunic i wycieczki do Japonii, które jak mówiła są „dla oddechu i zdrowia psychicznego”. Na pytanie dlaczego Wałbrzych jest właśnie tym miejscem wartym zainteresowania, autorka mówiła, że żadne inne miasto nie jest dla niej aż tak inspirujące literacko jak to. Choć wyjechała z niego, jako 18-latka i nigdy nie powróciła na dłużej by tam mieszkać.
- To nie jest tak, że ja świadomie wybieram to miasto, jako miejsce akcji. Tylko ono mnie wybiera. Pojawia się ten moment, kiedy zaczyna się historia w głowie miesić i kształtować i nagle czuję bardzo charakterystyczny zapach z domu. Jednej historii oddałam hołd w książce „Piaskowa Góra”. Jedyna historia, jaka wiąże się z moją realną rodziną, zresztą tu z tych ziem. Ojciec mojej matki, Stefan Borowiecki był partyzantem, żołnierzem AK, zginął w Majdanku i w „Piaskowej Górze” on się pojawia jako duch, kapitan Sowa i tyle o nim wiem. Dziadek zatrzymany w 23 wiośnie życia. Moja mama go nie poznała, była w fazie płodowej, kiedy zginął. Tyle z prawdziwych historii rodzinnych. Natomiast muszę powiedzieć, że jeżeli gdziekolwiek w mojej książce pojawia się wieś polska, to ja doświadczyłam jednej wsi w swoim życiu. To były Gomunice, dlatego kiedy piszę o wsi to widzę ogród prababci. To jest jeden z tych obrazów silnie zakorzenionych w pamięci dziecka.
Opowiadała również o tym, jak wygląda jej proces twórczy. Nie chciała natomiast zdradzać historii swojej kolejnej powieści nad którą pracuje, ponieważ jak mówiła nie ma z góry określonego scenariusza na historię, ona powstaje w trakcie pisania, jednak namówiona co nieco opowiedziała.
- Po napisaniu pierwszego zdania, nie wiem jakie będzie drugie, nie wiem jaki będzie koniec. Zbiera się na książkę tak, że coś się kotłuje w głowie. Później pojawia się obsesyjna fraza, tak jak w przypadku „Ciemno, prawie noc”, a potem pojawia się takie doświadczenie z pogranicza słowa i obrazu, już wie się jak to ma być napisane. Przybliżając mój proces twórczy, to mogę powiedzieć, że kiedy piszę to mam bardzo mocne poczucie, że jestem trochę kimś innym. Natomiast teraz będę pisała ciągle tą samą książkę, z małymi wycieczkami do Japonii, czyli taką dolnośląską sagę z silnymi postaciami kobiet. W tej książce, nad którą pracuję zło na samym początku dokonane jest przez kobietę. Poczułam, że muszę przełamać schemat, który dominuje w moich poprzednich książkach. Książka będzie nosić tytuł „Gorzko, gorzko”, przyszedł mi on do głowy podczas biegania.
Pisarka Joanna Bator, z wykształcenia jest kulturoznawczynią i filozofką. Doktorat z filozofii obroniła w Polskiej Akademii Nauk. Dla literatury porzuciła pracę naukową. Za reportaż „Japoński wachlarz” otrzymała nagrodę im. Beaty Pawlak, przyznawanej za książki z dziedziny antropologii. Książki pisarki są już lekturą, między innymi w liceum w Kościerzynie na Kaszubach.