Radomszczanie zatrzymani na Strajku Przedsiębiorców w Warszawie

Radomszczanie zatrzymani na Strajku Przedsiębiorców w Warszawie Fot. arch. prywatne

Pan Seweryn, radomszczanin, który w sobotę 16 maja pojechał na strajk przedsiębiorców do Warszawy, został zatrzymany na placu Zamkowym. Został przewieziony na komisariat do Wołomina gdzie był przetrzymywany przez kilka godzin. Wcześniej, policja użyła gazu wobec demonstrujących. Tylko u nas jego relacja z wydarzeń w stolicy.

- O tym, że pojechałem na strajk zdecydowały postulaty strajku, które w skrócie brzmią: wolność, godność i własność. Należy zaznaczyć, że ten strajk przestał być już strajkiem tylko przedsiębiorców. Teraz jest to już strajk wszystkich Polaków, którzy opowiadają się za wolnością, godnością i prawem do własności – mówi na początek pan Seweryn.

- Od kilku miesięcy, życie w Polsce zdominowane jest przez rzekomą epidemię koronawirusa, która spowodowała daleko idące negatywne konsekwencje dla milionów Polaków. Wielu Polaków zaczęło zadawać sobie pytania, na które trudno znaleźć sensowną odpowiedź. Dlaczego na koronawirusa świat wydaje trzy razy więcej pieniędzy niż na przemysł zbrojeniowy, a na walkę z rakiem, na którego rocznie umiera 8 mln ludzi już nie? Dlaczego wirus grasuje tylko w małych biznesach, w barach, restauracjach, u fryzjerów, a w dużych supermarketach już nie?  – pyta.

Nasz rozmówca twierdzi także, że  ogłoszony stan epidemii, przyniósł już Polskiej gospodarce straty w wysokości biliona złotych i spowodował tragedię tysięcy rodzin.

- W kwietniu 2020 roku zmarło w Polsce 3 tys. osób mniej niż w kwietniu roku ubiegłego. Dlaczego pan minister zdrowia, Łukasz Szumowski najpierw twierdził, że maseczki nic nie dają a po pewnym czasie wprowadza nakaz noszenia maseczek? Zacząłem sobie uświadamiać, że tu nie chodzi o nasze bezpieczeństwo i zdrowie. Dla przykładu maseczki mają wzbudzać w nas poczucie zagrożenia, żebyśmy na co dzień nie zapominali o rzekomej epidemii (w końcu nie każdy ogląda telewizję). To czysta psychomanipulacja.  Mamy z nią do czynienia nieustannie w mediach głównego nurtu, gdzie temat rzekomej epidemii jest nieustannie podgrzewany. Takiego stopnia fałszywej propagandy dotąd jeszcze nie widziałem. Dzieje się coś naprawdę dziwnego i niepokojącego w Polsce i na świecie – mówi pan Seweryn.

- Niektóre zakazy i nakazy związane z rzekomą epidemią zagrażają podstawowemu prawu do wolności zgromadzeń. Chodzi mianowicie o zakaz zgromadzeń i niewinnie wyglądający nakaz odstępu 2 metrów od siebie. Przekonał się o tym mój przyjaciel Jarek z Pajęczna, który 7 maja 2020 brał udział w pokojowej manifestacji pod budynkiem Rady Ministrów w Warszawie. Tam właśnie próbowano wykorzystać przepisy epidemiologiczne do walki z protestującymi przedsiębiorcami. Policja wręczała protestującym mandaty właśnie za brak odstępu 2 metrów od siebie. Oczywiście zarzut ten był absurdalny, bo ciężko było utrzymać taką odległość skoro protestujący zostali okrążeni przez policjantów. Rzecz jasna policjanci, którzy otoczyli wtedy protestujących kordonem nie otrzymali mandatów mimo, że stali bardzo blisko siebie tworząc kordon. Oni nie stwarzali zagrożenia epidemiologicznego, ale protestujący w środku już tak – zauważa

- Strajkujących spacyfikowano po ciuchu w środku nocy, żeby nie robić szumu w mediach. To przelało moją szalę goryczy. Uświadomiłem sobie, że rząd bezczelnie wykorzystuje przepisy związane z rzekomą pandemią przeciwko zwykłym Polakom, którzy chcą tylko godnie żyć, prowadzić swoje biznesy i pracować. Uznałem, że to wszystko zmierza w bardzo złym kierunku, że będzie tylko coraz gorzej, że rząd testuje jak daleko może się posunąć i że jeśli czegoś nie zrobimy to obudzimy się z ręką w nocniku, nie mogąc nawet wyrazić swojej opinii w mediach społecznościowych. Uznałem, że jeśli się nie sprzeciwię to będę później żałował, że nie zrobiłem nic kiedy była jeszcze taka możliwość. Oczywiście były obawy. Bałem się konsekwencji, które mogą mnie spotkać, że policja może użyć siły, że mogę zostać ukarany mandatem, ale jednak zdecydowałem się pojechać. Nie mógłbym spojrzeć na siebie w lustro, mając świadomość, że stchórzyłem i siedziałem bezpiecznie w domu, kiedy była jeszcze okazja do działania i powstrzymania tego co dzieje się teraz w Polsce, a nawet i na świecie, bo z podobnymi problemami borykają się ludzie na całym świecie i podobne protesty odbywają się już wszędzie – podkreśla.

Manifestujący 16 maja, w Warszawie domagali się m.in. przywrócenia prawa narodu do bezpośredniej kontroli nad państwem i klasą polityczną zgodnie art. 4 konstytucji. WIR - obywatelskie Weto, Inicjatywa, Referendum. Te narzędzia władzy mają być do wykorzystania przez naród niezależnie od woli polityków oraz ratowania miejsc pracy i poszanowanie prawa własności.

Portalowi Radomsko24.pl, Seweryn opisuje także sam przebieg demonstracji na placu Zamkowym, moment użycia gazu przez policję, zatrzymanie i przewiezienia do Wołomina i przedstawienie zarzutów.

- Po pierwsze trzeba zaznaczyć, że demonstracja była legalna. Co prawda prezydent Trzaskowski, oraz wojewoda PiS nie wydał zgody na marsz, ale dzięki pomocy rzecznika praw obywatelskich, decyzją sądu manifestacja stała się legalna – twierdzi.

- Na manifestację pojechałem z Jarkiem przedsiębiorcą pokrzywdzonym w wyniku rzekomej epidemii, o którym wspomniałem wcześniej. Oprócz nas do Warszawy pojechały jeszcze dwie osoby z Radomska. Zbiórka pod kolumną Zygmunta w Warszawie była zaplanowana na godzinę 15. O godz. 16.00 miał się rozpocząć marsz. Przybyliśmy na miejsce o godzinie 15. Panowała spokojna i pokojowa atmosfera. Widziałem osoby z flagami strajku przedsiębiorców, ale także osoby z biało czerwonymi flagami i biało czerwonymi opaskami na ramieniu. Widziałem nawet człowieka, który trzymał na rękach dużych rozmiarów godło Polski. Była to manifestacja pokojowa i ponad podziałami, manifestacja wszystkich Polaków chcących przywrócenia normalności, wolności i godności obywatelskiej, ale także przywrócenia swoich miejsc pracy - podkreśla.

 - Na placu zaczęło pojawiać się coraz więcej radiowozów i policji. Zapadła decyzja o tym, żeby nie czekać na wszystkich, tylko wyruszyć wcześniej. Odśpiewaliśmy hymn Polski i starając się utrzymać odstęp 2 metrów od siebie rozpoczęliśmy marsz – mówi pan Seweryn.

- Przeszliśmy dosłownie kilkadziesiąt metrów kiedy zaczęła okrążać nas policja. Wkrótce dosłownie zostaliśmy przyparci do muru i zamknięci w kordonie policyjnym. Nie mieliśmy jak się wydostać z kordonu. Zaczęło rodzić się w mojej głowie kolejne pytanie: skoro władza dba o dobro i zdrowie obywateli i tak skrupulatnie przestrzega przepisów epidemiologicznych to dlaczego zostaliśmy ściśnięci w kordonie jak sardynki w puszcze? Żebyśmy się na wzajem pozarażali? – zastanawia się nasz rozmówca.

- To tylko utwierdziło mnie, że tu wcale nie chodzi o nasze dobro i zdrowie, tylko o jakieś interesy. W kordonie trzymano nas dobrych parę godzin. Policja pojedynczo wyłapywała ludzi z kordonu i odwoziła ich na komisariaty. W pierwszej kolejności policja wyłapywała ludzi z flagami, również tymi biało czerwonymi. Z czasem gdy było nas coraz mniej policja coraz bardziej zaciskała kordon. Wielu z warszawiaków solidaryzowało się z nami. Warszawiacy przynosili nam jedzenie i wodę, później Warszawiacy przyjeżdżali też pod komisariaty własnymi samochodami, żeby odbierać nas i odwozić do miejsc, z których bezpiecznie moglibyśmy wrócić już do domów. Mnie wyłapano właściwie pod koniec. Zaprowadzono mnie do radiowozu i wywieziono na komisariat do Wołomina. W Wołominie skuto mnie kajdankami, a następnie z radiowozu zaprowadzono mnie do pokoju gdzie zaczęto spisywać protokół zatrzymania. Policjant wypełniał protokół zatrzymania korzystając ze ściągi, którą miał w telefonie – opowiada pan Seweryn.

W protokole, który pokazał nam pan Seweryn jako przyczynę zatrzymania napisano:

W dniu 16.05.2020 roku w Warszawie na placu zamkowym 1 stwarzał w sposób oczywisty zagrożenie dla życia i zdrowia ludzkiego w ten sposób, że niestosując się do wydanych z mocy ustawy z RRM z 16.05.2020 (poz. 878) ograniczeń. Znajdując się na obszarze na którym wystąpił stan epidemii brał udział w zgromadzeniu jednocześnie niestosował się do wydanego na podstawie prawa polecenia nakazującego zaprzestania działań stwarzających zagrożenie dla niego i innych osób w związku z wystąpieniem stanu epidemii- Art 15 ust 1 pkt 3 ustawy o policji.

Z tymi zarzutami radomszczanin się nie zgadza.

- Oczywiście w protokole kazałem zaznaczyć, że nie zgadzam się z tak sformułowaną przyczyną zatrzymania, gdyż nie miałem możliwości opuszczenia zgromadzenia ponieważ zostałem otoczony szczelnym kordonem policji, a gdy wraz z innymi protestującymi próbowałem opuścić kordon zostałem potraktowany gazem. Poza tym nie stwarzałem żadnego zagrożenia. To policja stwarzała zagrożenie epidemiologiczne zamykając nas w kordonie na kilka godzin. Zanim doszło do otoczenia nas w kordon wszyscy staraliśmy się utrzymać bezpieczną odległość 2 metrów od siebie – zauważa.

- W protokole zatrzymania znajduje się też wzmianka o ustawie z dnia 16.05.2020 czyli ustawie uchwalonej w dniu strajku. Rząd na szybko i w ostatniej chwili wprowadził nową ustawę skierowaną przeciwko strajkującym. Byłem zszokowany jak to zobaczyłem – mówi z niedowierzaniem.

- Na komendzie zaproponowano mi mandat, którego nie przyjąłem. Kiedy formalności dobiegły końca zostałem wypuszczony z komisariatu. Było wtedy po godzinie 22. Musiałem jakoś dostać się z Wołomina do Warszawy Centralnej, a nie było to łatwe, bo o tej porze już nie było bezpośredniego pociągu do centrum. Był tylko ostatni pociąg do Warszawy Wileńska, z którego skorzystałem. Gdyby wypuścili mnie kilkanaście minut później, to musiałbym spać na dworcu, bo następny pociąg był dopiero po 4 rano. Gdy już dostałem się w obręb Warszawy zadzwonił do mnie Jarek. Powiedział, że jego też dopiero teraz wypuścili z komisariatu i że jakiś warszawiak zaproponował mu odwiezienie do centrum, i że po mnie też mogą przyjechać. Oczywiście zgodziłem się. Tak dostałem się do centrum, a później już do Radomska – opowiada dalej pan Seweryn.

Pan Seweryn podkreśla też zachowanie policji. Jego zdaniem nie zachowywała się racjonalnie a wręcz brutalnie, wobec pokojowego zgromadzenia.

- W manifestacji brały udział osoby w różnym wieku. Również osoby starsze, pamiętające jeszcze czasy PRL. Ich zdaniem pacyfikacja strajku bardzo przypominała działania milicji i ZOMO w czasach PRL. Policjanci nie mieli naszywek z imieniem i nazwiskiem na mundurach. Maski służyły im raczej temu, żeby nikt ich nie mógł rozpoznać. Odmawiali również wylegitymowania się. Policjanci składając przysięgę ślubują służyć obywatelom, ale na nawołania protestujących, że hańbią mundur polskiego policjanta i hańbią godło orła w koronie na czapce nie reagowali, tak jakby nie rozumieli języka polskiego, albo nie przejmowali się przysięgą – mówi pan Seweryn

- Na komisariacie policjanci nie rozumieli po co przyjechaliśmy do Warszawy. Gdy powiedziałem policjantce, że przyjechałem po to, żeby upomnieć się o wolność i godność wszystkich Polaków to odpowiedziała, że jak mi się nie podoba w Polsce to mogę stąd wyjechać. Policjanci, z którymi ja miałem do czynienia wierzyli też silnie w epidemię. Podczas formalności policjantka wzięła długopis, którym się podpisywałem i spryskała go płynem do dezynfekcji. Powiedziała, że nie chce zarazić siebie ani swojej rodziny. Podejrzewam, że na odprawach policjanci są odpowiednio programowani, a gdy przychodzą do domów są dodatkowo programowani telewizorem – mówi pan Seweryn.

- Pomijając to wszystko, co działo się na placu Zamkowym, i że pierwszy raz w życiu zostałem potraktowany gazem, próbowano ukarać mnie jeszcze mandatem, którego jednak nie przyjąłem. Przyjęcie mandatu byłoby równoznaczne z przyznaniem się do winy. Innych protestujących policja próbowała przekupić niskimi mandatami. Chyba chcieli sobie zaoszczędzić papierkowej roboty. Można było nawet „utargować” mandat 50 zł, ale przyjęcie takiego mandatu dla „świętego spokoju” nie było najlepszym pomysłem, ponieważ policja sporządzała jeszcze notatkę do sanepidu, a kary z sanepidu są dużo surowsze i zaczynają się od 5 tys. zł wzwyż. Później trudno jest się odwołać od kary z sanepidu, bo przecież przyjęcie mandatu jest równoznaczne z przyznaniem się do winy – zauważa.  

Pan Seweryn w tej sytuacji może liczyć na wsparcie osób z facebookowej grupy „Strajk przedsiębiorców”. Powstaje tam właśnie tarcza antyrepresyjna.

- Mamy w swoich szeregach prawników, którzy pomagają nam radzić sobie póki co z karami sanepidu, bo sądy są jeszcze zamknięte. Powstały już gotowe odwoławcze wzory pism, których możemy używać w przypadku otrzymania kary z sanepidu. Posiadam też nieoficjalne informacje, że pracownikom sanepidu też nie podoba się to w jaki sposób rząd obchodzi się ze strajkującymi. Wiele notatek policyjnych jest przez sanepid odrzucanych głównie z powodu słabego opisu zdarzenia. Złożyłem też do Sądu w Warszawie, zażalenie na zatrzymanie – mówi.

Czy pojedzie na następny strajk?

- Dzisiaj otrzymałem wiadomość od Jarka, z którym byłem na ostatnim strajku, że otrzymał wezwanie na komendę. Dziwnym trafem, wezwanie ma na najbliższą sobotę kiedy ma odbyć się kolejny strajk. Trudno mi jest więc powiedzieć gdzie będę w najbliższą sobotę - kwituje rozmowę pan Seweryn.

Według danych policyjnych 380 osób zostało zatrzymanych podczas protestu przedsiębiorców, który odbył się w Warszawie. Komenda Stołeczna Policji potwierdziła, że funkcjonariusze użyli gazu i siły wobec protestujących. Sporządzono także 220 wniosków o ukaranie do sanepidu. Chodzi tutaj o udział w nielegalnym zgromadzeniu podczas stanu epidemii.

Więcej o:
protest protest warszawa strajk przedsiębiorców radomszczanie zatrzymani
Wróć na stronę główną

PRZECZYTAJ JESZCZE