Spychologia - taką taktykę obrały władze Radomska w kwestii nielegalnej wycinki ponad 200 drzew, na drodze do miejscowości Brodowe. Z tłumaczeń prezydent Radomska wynika, że winni są wszyscy, tylko nie miasto.
Spychologia - taką taktykę obrały władze Radomska w kwestii nielegalnej wycinki ponad 200 drzew, w tym 20 dębów, na drodze do miejscowości Brodowe. Z tłumaczeń prezydent Anny Milczanowskiej wynika, że winni są wszyscy, tylko nie magistrat. Po nałożeniu pierwszej kary przez starostwo prezydent twierdziła, że to zemsta polityczna ówczesnego starosty Roberta Zakrzewskiego, po nałożeniu kolejnej - tym razem wyższej - kary przysłowiowym chłopcem do bicia został wójt gminy Radomsko Marian Zaborowski. Ten ostatni nie godzi się ze spekulacjami szefowej miasta.
Echa konferencji
Podczas obrad sesji Rady Gminy Radomsko w środę 18 lutego powrócił temat nałożenia przez wójta Mariana Zaborowskiego kary w wysokości 7,9 mln złotych za nielegalną wycinkę ponad 200 drzew na drodze do Brodowego. Wójt podczas obrad odniósł się do słów prezydent Radomska Anny Milczanowskiej, wypowiedzianych przez nią podczas styczniowej konferencji prasowej.
- Były to wypowiedzi, które jednoznacznie sugerują, że (mówiąc kolokwialnie) Gmina Radomsko czyha na pieniądze od miasta i że nałożyła tak wysoką karę ze względów politycznych - podnosił wójt Marian Zaborowski.
Prezydent Anna Milczanowska podczas spotkania z mediami mówiła, że miasto nie złamało prawa. Zasugerowała także, że nałożone - najpierw przez starostę powiatu radomszczańskiego, a potem przez wójta gminy Radomsko - kary to swego rodzaju rozgrywka polityczna.
- Będziemy dalej dowodzić swojej niewinności i absolutnie nie zgadzamy się z decyzją, którą pan wójt był łaskaw nam wystawić. Będziemy odwoływać się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, a jak trzeba będzie, to jeszcze wyżej - mówiła podczas konferencji prezydent Anna Milczanowska, zauważając jednocześnie, że oskarżenia to atak na jej osobę jako prezydenta, a także na dobry wizerunek całego miasta. - Nie za bardzo zrozumiałe wydaje mi się to działanie, wcześniej starosty, teraz wójta. To takie szukanie za wszelką cenę czegoś, żeby uderzyć w miasto, żeby znaleźć coś i powiedzieć: „mamy cię”. Nie tak jednostki samorządu terytorialnego powinny ze sobą współpracować. Będę walczyła o to, żeby zaprzestano tego typu prowadzenia spraw. Wcześniej było to w okresie kampanii wyborczej, a teraz sprawa wraca ze zdwojoną siłą finansową - podkreślała prezydent Radomska („Między Stronami” nr 23 z 15 stycznia 2015 roku, artykuł „7,9 mln złotych za bezprawne wycięcie drzew”).
Nałożenie kary nie było celem
Władze gminy Radomsko wielokrotnie podkreślały, że wydanie decyzji o nałożeniu kary na miasto nie było ich celem i robiły wszystko, aby gmina nie musiała procedować sprawy.
- W ubiegłym roku staraliśmy się udowodnić Samorządowemu Kolegium Odwoławczemu, a następnie w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, że Gmina Radomsko nie jest właściwym organem do rozpatrzenia sprawy wycinki tych drzew, wskazując starostwo jako właściwą jednostkę samorządu, która powinna się tym zająć - zaznacza wójt Zaborowski. - Weszliśmy w tzw. spór kompetencyjny, czyli nie zgodziliśmy się z postanowieniem Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które uchylając pierwszą decyzję starostwa i wskazując na jej uchybienia, w ostatniej konkluzji wskazało Wójta Gminy Radomsko jako organ właściwy do rozpatrzenia. Nie zgadzając się z tym do końca, wykorzystaliśmy drogę odwoławczą wraz z Naczelnym Sądem Administracyjnym, który nie rozstrzygając sprawy, wskazał ponownie SKO jako organ właściwy do rozstrzygania sporów między samorządami. We wrześniu ubiegłego roku, po tym, jak ponownie zwróciliśmy się do SKO o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego, kolegium, broniąc swojego pierwotnego stanowiska, ponownie wskazał wójta do rozpatrzenia sprawy. Nie widząc już innych możliwości uniknięcia rozpatrzenia sprawy przez gminę, musieliśmy przeprowadzić postępowanie administracyjne i wydać decyzję - wyjaśnia wójt Zaborowski, dodając, że śledząc tok postępowania, trudno jest posądzić władze gminy o to, że czyhały na te pieniądze, by zasilić budżet swojego samorządu. - Broniliśmy się przed tym, jak tylko mogliśmy. Tym bardziej bolesne jest dla nas to, że prezydent sąsiedniego samorządu, z którym jesteśmy w ścisłym powiązaniu, artykułuje wobec nas takie zarzuty - podkreśla wójt.
Należy zauważyć, że gdyby władze miasta po nałożeniu kary przez starostę w wysokości 5,5 mln złotych przyjęły tę decyzję i nie odwoływały się od niej, to pieniądze pozostałyby w budżecie Radomska. Zostałyby jedynie przesunięte na zadania z zakresu ochrony środowiska. W przypadku kary nałożonej przez Gminę Radomsko, jeżeli doszłoby do jej zapłacenia, miliony złotych wypłyną z budżetu miasta, a wpłyną do budżetu gminy.
- Pójście miasta drogą odwoławczą skutkowało tym, że urzędnicy gminy, po bardzo wnikliwym przeanalizowaniu tej sprawy, dopatrzyli się, zgodnie z sugestią SKO, że w przypadku, gdy nie ma pni i żadnych śladów wyciętych drzew, ustawodawca przewiduje zwiększenie kary o 50 proc. Wprawdzie ilość drzew się zmniejszyła, ponieważ wyeliminowaliśmy drzewa, które mogły nie mieć wieku 10 lat i nie kwalifikowały się do uzyskania pozwolenia na ich wycinkę, ale zwiększyliśmy kwotę do 7 mln 900 tys. złotych, na co wskazywały przepisy ustawy - tłumaczy wójt.
Nikt by się nie odważył
Konsekwencje dla Gminy Radomsko za działanie niezgodnie z procedurami i prawem byłby druzgocące.
- Nigdy nie lekceważyliśmy żadnych wyroków i zawsze się do nich stosowaliśmy. Konsekwencje prawne niepodjęcia kroków w tej sprawie byłyby takie, że oprócz kary finansowej, sąd mógłby wydać decyzję, która wyeliminowałaby osobę wójta z jego stanowiska - wyjaśnia zastępca wójta Antoni Drzewowski. - Nie sądzę, żeby ktoś był na tyle odważny, mając zalecenia NIK, rozstrzygnięcia NSA i SKO, żeby zlekceważyć tę sprawę i uznać, że jej nie ma. Nie ma pni, ale drzewa, zgodnie z dokumentacją, były i zostały wycięte - dodaje.
Od stycznia temat żyje własnym życiem. Co rusz pojawiają się rozmaite komentarze, a także spekulacje o tym, że wójt nałożył karę po wyborach specjalnie, a zrobił to dlatego, bo ważyły się szale przyszłej prezydentury. Wójt Gminy Radomsko musiałby mieć kryształową kulę, aby odczytać z niej, kto wygra wybory na prezydenta, a także, kto zasiądzie w radzie - a nie było to łatwe, ponieważ rywalizacja między Anną Milczanowską a Jarosławem Ferencem była zaciekła, a wybory do rady miejskiej po raz pierwszy były jednomandatowe.
- Zapewne gdybyśmy wydali decyzję przed wyborami, usłyszelibyśmy zarzuty, że chcieliśmy mieć wpływ na ich wynik - wnioskuje wójt Zaborowski. - Absurdalne jest sugerowanie, że nałożyliśmy karę z opóźnieniem, bo mieliśmy w tym inny cel niż tylko rzetelne rozpatrzenie sprawy. Nigdy nie było naszą intencją, aby szkodzić w jakikolwiek sposób miastu i jego mieszkańcom czy wchodzić w konflikt. Dopóki decyzja nasza się nie uprawomocni, to komentarze będą. Być może niektórzy będą rozgrywać to politycznie i szukać w tym drugiego dna - dodaje.
Obecnie miasto i gmina czekają na decyzję SKO, które z powodu skomplikowania sprawy przesunęło termin rozstrzygnięcia do końca marca.
Autor: Karolina Turowska
Artykuł pochodzi z bezpłatnego tygodnika "Między Stronami", który jest dostępny m.in. w sklepach OSM i Zorza. Elektroniczną wersję tygodnika można pobrać ze strony www.miedzystronami.com.