Na cieście święta się nie kończą

Dziś już jest piątek. Prawdopodobnie zakończyłeś pucować okna, wysprzątałeś dom w takich miejscach o których przypominasz sobie raz w roku, przy okazji wiosennych porządków...

Dziś już jest piątek. Prawdopodobnie zakończyłeś pucować okna, wysprzątałeś dom w takich miejscach, o których przypominasz sobie raz w roku, przy okazji wiosennych porządków. Natargałeś się takich ciężkich siat ze sklepów, że odciski na palcach zejdą Ci w przyszłym tygodniu. Chciałbyś, aby to był koniec przygotowań. Nic bardziej mylnego.

Jeszcze musisz upiec przecież świeżego mazurka na niedzielę. W  tym roku, w końcu sobie obiecałeś, że będzie domowy, a nie ze sklepu. Jednak zaraz się wykąpiesz po ciężkim dniu pracy, załapiesz trochę luzu.

Potem podejdziesz do kuchennego aneksu, ale kiedy uświadomisz sobie ile jest z tym wszystkim zachodu, to machniesz ręką i spoczniesz zasłużenie na kanapie. Ciasto upiekę za rok – pomyślisz – zabiorę się za nie wcześniej i w końcu zaimponuję teściom na świątecznym śniadaniu. Dziś już Cię wciąga serial. Nie chce Ci się wyskoczyć szybcikiem, do cukierni po smakołyk. Dopiero jutro będziesz nerwowo biegał po wszystkich piekarniach, aby zakupić choć jedną małą babkę. Wrócisz do domu zapewne z jakimś ostatnim, zeschniętym skwarkiem, który będzie Ci trochę wstyd postawić na stole przed rodziną. Ciasto przecież nie jest najważniejsze w święta – pomyślisz – pragnąc choć trochę usprawiedliwić się w duchu. Ja osobiście też zgadzam się z tą myślą. Ciasto nie jest najważniejsze. Więc pozostaje pytanie, co jest najważniejsze?

Powiem Ci. To co jest esencją najbliższych dni już trwa. I za to właśnie lubię czas Triduum Paschalnego. Jest dokładnie takie jak dwa tysiące lat temu. Świat goni za swoimi sprawunkami, a na uboczu, skromnie, mimo wszystkich przeciwności przez te kilka dni dzieją się sprawy naprawdę wielkie. Większość z nas rozpocznie obchodzenie świąt dopiero w sobotę, od poświęcenia pokarmów. Wcześniej zabiegani zazwyczaj nie mamy czasu, choćby mimo najszczerszych chęci zwolnić i zastanowić się nad tym co dzieje się w kościołach od czwartku. Prawdopodobnie gdyby nie zajawki w radiu, telewizji czy Facebooku z celebracji odprawianych przez Franciszka przeszlibyśmy obok tych wydarzeń dość obojętnie bo przecież wyprane firanki w jadalni same się nie zawieszą.

A warto się zastanowić nad tym co się dzieje już od czwartku, aby w pełni zrozumieć Misterium, którego przecież bardziej lub mniej jesteśmy uczestnikami. Wiem, że może się każdemu wydawać, iż analizowanie tego po raz „enty” jest dość tandetne, bo przecież każdy z nas „coś tam” wie, o co w tych „świętach biega”. Jednak warto się zastanowić co dana Liturgia dnia ma do przekazania i jak ja jako indywidualna osoba mogę ją odebrać.

Może się wydawać bezsensu to ciągłe analizowanie tych samych tekstów, znaków i gestów, bo przecież to jest jak z oglądaniem po raz kolejny tego samego filmu – wiemy jaki będzie finał.  Jednak na tym właśnie miedzy innymi polega rozwijanie własnej wiary, duchowości i wrażliwości na świat – na odczytywaniu tego co się dzieje w Kościele w kontekście mojej indywidualnej potrzeby i stanu. Co Bóg przez to do mnie mówi. Przez to możemy odkryć prawdziwe bogactwo myśli i różnorodności tam, gdzie wydawałoby się, że wszystko zostało już powiedziane. I takie działanie naprawdę polecam.

Jeśli mój drogi Czytelniku, dobrnąłeś do tego miejsca tekstu, to znaczy, że przeczytałeś już 2/3 kartki A4, więc choćby z czystej przyzwoitości powinienem kończyć i już Cię nie zanudzać. Jednak na sam koniec powiem jak mi się udało trochę indywidualnie „ugryźć święta”. Co roku zazwyczaj większość z nas ma dobry zwyczaj, aby obchodzić kościoły i oglądać kreacje pustych grobów, figur Zmartwychwstałego Pana Jezusa. Jak wiadomo nasi proboszczowie prześcigają się w tym, aby groby były jak najwspanialsze, pobudzały do rozważań oraz odpowiednio swoją kreacją urozmaicały Liturgię Wielkanocną.

Mnie osobiście w tym roku tchnęło, aby zobaczyć jak w różnych radomszczańskich kościołach ludzie czuwają wieczorem przy tzw. ciemnicy. Zazwyczaj ciemnica jest stawiana na jedną noc, nie stoi kilku dni, więc nie przykuwa tak uwagi, jednak równie mocno wprowadza człowieka w Misterium Paschalne. Muszę przyznać, iż takie odwiedzenie choć na chwilę kilku radomszczańskich kościołów było dla mnie dość pouczające i krzepiące. Wdziałem grupki różnych ludzi, w każdym niemalże przedziale wiekowym. Ludzi ubranych w garnitury, dżinsy, dresy czy robocze ciuchy. Takich co wiedzieli po co tu przyszli oraz tych co zastanawiali się nad tym co tutaj robią. Jednak niezależnie od tego co sobą reprezentowali i kim byli łączyła ich jedna cecha. Wszyscy wpatrywali się w kratę, za którą stał Najświętszy Sakrament i jakby sami chcieli wyjść poza więzienie własnych niedoskonałości. Może się wydawać dość dziwne, że postępowy człowiek XXI wieku bardzo dbający o własną niezależność, wolność przychodzi do Tego, który jest zamknięty i zniewolony.

Wynika to chyba z tego, iż człowiek potrzebuje pewnej lekcji tego jak ma się wyzwalać z łańcuchów własnego grzechu, a Ten oto dziś zniewolony, pokona niebawem wszelkie granice. Ponadto jest to pewna istotna lekcja ufności i wiary w to, że w życiu wszystko jest możliwe. A tego nie może nam zabraknąć, aby walczyć z szarówką każdego dnia. Choćby na dnie serca musi się świecić zawsze maleńki promyczek nadziei, że nie powiedzieliśmy w życiu ostatniego słowa, że nic nas już pozytywnie nie zaskoczy.

Właśnie tych kilka ważnych myśli udało mi się wypracować podczas wydawałoby się zwyczajnej przechadzki.  Osobiście, życzę Ci drogi Czytelniku, aby i Tobie w te święta udało się dojść do jakieś istotnej refleksji, która choć trochę sprawi, że we wtorek pójdziesz do pracy z lepszym nastawieniem, a szef nie będzie wyglądał na takiego dziada jak zawsze. Wesołych Świąt i mimo wszystko smacznego ciasta.

Więcej o:
wielkanoc 2013 święta święta 2013
Wróć na stronę główną

PRZECZYTAJ JESZCZE