Podczas czwartkowego (12 grudnia) posiedzenia komisji skarg, wniosków i petycji w Urzędzie Miasta Radomska, radni rozpatrywali wniosek podpisany przez 500 mieszkańców w sprawie zamontowania na terenie miasta butelkomatu. Choć automat do skupu plastikowych butelek chce zakupić prywatna firma, urzędnicy i pracownicy PGK-u zauważali same problemy z jego funkcjonowaniem. Co postanowiła komisja i czy inicjatywę uda się wprowadzić w życie, jak chcieliby tego mieszkańcy?
Przypomnijmy - na przełomie sierpnia i września zbierane były podpisy pod wnioskiem o ustawienie w mieście butelkomatu. W listopadzie wniosek z 500 podpisami mieszkańców został złożony w Urzędzie Miasta w Radomsku. Natomiast jeszcze we wrześniu radni oraz prezydent zostali zaznajomieni z tematem wpływu z opakowań i tworzyw sztucznych na środowisko, które przedstawiła firma Alpla z Radomska. Dowiedzieli się także, jakie są koszty zakupu tego sprzętu.
Na stosownej komisji temat miał być kontynuowany poprzez ustalenie konkretnych szczegółów, takich jak wybranie miejsca, gdzie miałby powstać automat i zasad jego funkcjonowania, czy m.in. za wrzucenie butelki miałaby być gratyfikacja pieniężna czy może różnego rodzaju zniżki. Tymczasem, gdy 12 grudnia wniosek był rozpatrywany przez komisję skarg i wniosków, okazało się, że ani pracownicy urzędu ani spółki miejskiej PGK nie przyszli z gotowymi propozycjami tylko piętrzyli problemy i przytaczali argumenty przeciw pojawieniu się w naszym mieście butelkomatu, zastrzegając jednocześnie, że mimo to popierają pomysł. Na spotkanie przybyli również pomysłodawcy idei Daniel Dudek, Ewa Drzazga, Magdalena Spólnicka i Dagmara Rydlik oraz przedstawiciel firmy Alpla. Pomimo przedstawienia przez nich pomysłu oraz przedstawienia rozwiązań działających w innych miastach, zarówno prezydent, jaki i pracownicy urzędu i PGK zauważali same przeciwności co do zrealizowania tego pomysłu. Radny Radosław Rączkowski mówił, że butelkomat to jedynie gadżet, który i tak nie rozwiąże problemu segregowania śmieci.
- Jest to gadżet, który w jakiś sposób zwróci mieszkańcom uwagę na problem segregowania śmieci. Natomiast żeby on rozwiązał problem to myślę, że daleko jest do tego. Uważam, że cały czas nauka i informowanie, która jest w jakiś sposób może zmienić sytuację. Także ten butelkomat to fajny gadżet, ale czy on rozwiąże problem?
Podobne zdanie mieli przedstawiciele PGK-u, którzy dodatkowo wymieniali szereg problemów logistycznych - co będzie w sytuacji przepełnienia butelkomatu, kto będzie ich o tym informował i braku pojazdu na dodatkowe kursy.
- Mamy podobne zdanie. Będzie to miało walory edukacyjne. Dlatego, że mieszkańcy od lat mają możliwość segregacji i robią to, choć oczywiście w niezadowalającym stopniu. My jako PGK prowadzimy działania edukacyjne w szkołach i przedszkolach. Dlatego też edukacja wśród młodzieży nie jest problemem, większym problemem jest edukacja osób starszych. Zapewniamy pojemniki, worki do segregacji zależnie od potrzeb. Pojawiają się problemy z kosztami, które związane są z obsługą, a te uzależnione są od częstotliwości wywozu. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak często automat będzie zapełniany. Możemy policzyć kurs. Tylko pytanie którego pojazdu, jakiej wielkości? Należy pamiętać, że śmieci nie możemy łączyć. To musi pojechać odrębny pojazd do relatywnie niedużych ilość. Dochodzą też koszty ekologiczne, zanieczyszczenie środowiska przez zwykłe spalinowe pojazdy. PGK ma swój harmonogram prac wywozu nieczystości. Rozumiem, że butelkomat będzie opróżniany na telefon, bo innego wyjścia nie ma. Jak tak nie będzie to mieszkańcy będą mieli do nas pretensje. Nie mamy pojazdu, który stoi i czeka. Logistycznie jest to problem, bo pracownicy maja określony czas pracy i jeżeli będzie taki telefon żeby go opróżnić, to musimy poprosić pracownika by został po godzinach co wiąże się z kosztami. Może się okazać, że nie ma chętnego i my go zmusić też nie możemy. Musimy być osoba bądź instytucja odpowiedzialna za przekazywanie informacji o fakcie napełnienia
- mówiła Izabela Michnowska - wiceprezes zarządu PGK.
Inicjatorzy akcji podkreślali, że rolą butelkomatu nie ma być rozwiązanie problemu segregacji śmieci czy wręcz pozbycia się odpadów plastikowych. Padło porównanie do czujek, które nie rozwiązują problemu smogu, a jedynie dają wiedzę na temat powietrza. Podkreślali właściwą rolę butelkomatu.
- Tak samo butelkomat nie wyeliminuje z naszego życia plastiku, bo jest to zwyczajnie niemożliwe. Sposób zagospodarowania tych odpadów, poprzez selektywne wyrzucenie ich do butelkomatu zdecydowanie ułatwia proces recyklingu. I o to chodzi w tym projekcie, aby ponownie wykorzystywać plastik. A do tego potrzebne jest edukowanie i uświadamianie. Dlatego też dla mnie ta dyskusja nad tym czy ta inicjatywa jest zasadna czy nie, jest niezrozumiała, ponieważ mamy firmę, która bez obciążania budżetu miasta deklaruje chęć współpracy z miastem. Do uzgodnienia zostało miejsce i zasady jego funkcjonowanie. Powinniśmy docenić ten gest firmy i cieszyć się z tego, że udaje się z przedsiębiorcami, którzy lobbują swoją działalność na strefie inwestycyjnej, nawiązać współprace, która jest korzystna dla mieszkańców. A nie szukać argumentów, które będą piętrzyły problemy
- mówił Magdalena Spólnicka.
Druga strona optowała nadal, że sposoby do segregacji śmieci są mieszkańcom umożliwiane.
- Każdy mieszkaniec na terenie Radomska ma możliwość segregacji odpadów. Natomiast zainstalowanie butelkomatu jest to fajna inicjatywa i edukacyjny gadżet. Gdzie się może pojawić problem? W obsłudze tego butelkomatu. Jeśli firma Alpla bierze go na siebie to jest super i nie ma o czym dyskutować. Natomiast, jeśli ma to robić miasto to już wiążą się z tym duże koszty i problemy
- mówił Jacek Gębicz, radny i pracownik PGK, kierownik Zakładu Oczyszczania Miasta i Utrzymania Ruchu.
Przedstawiciel firmy mówił z kolei, że po ostatniej sesji rady miejskiej przeczytał komentarze, w których zarzucono, że firma chce na tym tylko zarobić.
- Jest to wielkie nieporozumienie. Butelkomat będzie kosztować około 20 tys. zł. Nie wiemy ile jesteśmy z tego zebrać, ale my nie ponosząc żadnych kosztów obsługi, to dla nas zwrot inwestycji to jest jakieś 15 lat. Dzisiaj na rynek polski wprowadzamy ok. 200 tys. butelek PET, zbieramy z tego połowę. Zgodnie z dyrektywą unijną od 2025 roku musimy w Polsce zebrać 77 proc. butelki, od 2030 będzie to już 90 proc. My jako firma, która produkuje opakowania, jednocześni korzystamy z tych butelek. Za 5 lat każda butelka PET będzie musiała zawierać minimum 25 proc. recyklingu. I tu jest duży problem skąd tą butelkę wziąć. My nie jesteśmy w stanie tego butelkomatu obsługiwać, ponieważ butelka, która będzie zebrana, ona musi i tak trafić na sortownię. I jeśli państwo chce iść w tę stronę, to jest to inwestycja w edukację, bo pokażcie społeczeństwu, że butelka ma wartość. Jest to tylko kwestia odpowiedniego zorganizowania przedsięwzięcia. My inwestujemy w butelkomat
- mówił przedstawiciel firmy Alpla.
Daniel Dudek przedstawił ofertę cenową. Butelkomat można zakupić za 4-6 tys. euro z funkcją monitora, na którym mogą być wyświetlane reklamy, z których zysk można przeznaczyć np. na obsługę dla PGK. Inny zaproponowany typ automatu z funkcją zgniatania butelek kosztuje ponad 13 tys. euro. Pojemność takich automatów to 400 bądź 600 litrów. Oba typy są do zbierania zarówno plastikowych butelek, jak i puszek. Dudek mówił również, że wśród najczęściej pojawiających się propozycji lokalizacji butelkomatu, jakie padały w rozmowie z mieszkańcami wymieniane były centra handlowe, jak Era Park, Metalurgia, Baszta bądź Carrefour.
Prezydent również wyliczał koszty obsługi i zaproponował, że może zamiast inwestować w butelkomat, zamontować w mieście dodatkowe kontenery typu dzwon (widocznych na zdjęciu). Pomimo, iż naczelnik Marzanna Proszowska Wydziału Ochrony Środowiska, mówiła, że usunięto kilka takich kontenerów rozmieszczonych na obrzeżach miasta z uwagi na to, że mieszkańcy tworzyli wokół nich małe wysypiska śmieci i pozostawiono tylko te zlokalizowane w centrum miasta. Obecnie jest ich 15.
- Musimy zbadać dokładnie, jakie będą koszty funkcjonowania takiego butelkomatu. Jeżeli on miałby być to spełniał by tylko funkcję edukacyjną, ponieważ nie rozwiązałby spraw gospodarki odpadami. Według moich wyliczeń w mieście jest około 4,5 mln butelek, które są produkowane rocznie. A taki butelkomat załatwiałby tylko niecałe pół procenta takich butelek. Trudno powiedzieć jakie będą koszty obsługi, natomiast będzie to zużycie prądu, ubezpieczenie i opróżnianie tego butelkomatu. Wydaje mi się, że chyba lepszym rozwiązaniem byłoby ustawienie tzw. dzwonów do odbiórki butelek plastikowych niż butelkomatów, bo na pewno obsługa dzwonów byłaby tańsza
- mówił prezydent Ferenc.
Ostatecznie zadecydowano, że rozesłane zostaną zapytania do właścicieli galerii handlowych i innych przedsiębiorców ze strefy przemysłowej, czy byliby zainteresowani w partycypowaniu kosztów zakupu. Wtedy też być może udałoby się zakupić nie jeden, a np. trzy butelkomaty. PGK został również zobowiązany do przygotowania kosztów, jakie musiałby ponieść związku z obsługą automatu. Jednak trudno nie oprzeć się wrażeniu, że idea mieszkańców zgłaszających pomysł została mocno ostudzona. Piętrzenie argumentów, na zasadzie co się stanie jeśli, już na starcie nim automat został postawiony, może spowodować, że zaangażowanie społeczeństwa w ideę inicjatywy obywatelskiej przestanie mieć jakikolwiek sens.