Może nie żyjemy w Nowym Jorku i dokonywane u nas przestępstwa nie są aż tak straszne jak tam, ale na pewno mają coś z ich wyrachowania. 17 lutego około godziny 22.30 dyżurka policyjna... ››
Może nie żyjemy w Nowym Jorku i dokonywane u nas przestępstwa nie są aż tak straszne jak tam, ale na pewno mają coś z ich wyrachowania. 17 lutego około godziny 22.30 dyżurka policyjna została poinformowana przez Służby Straży Kolei o mężczyźnie wiozącym dzika na wózku w okolicach kompleksu leśnego przy Gomunicach.
Po przybyciu funkcjonariuszy potwierdzono zgłoszenie oraz odnaleziono pozostawiony wózek wraz z martwą zwierzyną. Kłusownik zbiegł, przeczuwając swe wykrycie. Jednak nie udało mu się uciec za daleko - w trakcie patrolu okolicy natrafiono na rowerzystę, który okazał się sprawcą.
45-letni mieszkaniec gminy Gorzędów, parał się rozstawianiem wnyk. Pod osłoną nocy chciał przetransportować zwierzynę do siebie. Mężczyznę aresztowano. 18 lutego przeszukano jego dom i odnaleziono 20 wnyk, które od razu zabezpieczono. "Szczęśliwym" posiadaczem narzędzi okazał się brat zatrzymanego. Za wytwarzanie narzędzi i urządzeń służących do kłusownictwa grozi mu kara grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Czterdziestopięciolatek odpowie natomiast za kłusownictwo, grozi mu nawet kara pozbawienia wolności do lat pięciu.
Prawdopodobnie gdyby mężczyzna nie czuł się tak pewny siebie i nie transportował dzika na otwartym dwukołowym wózku, mógłby dalej bezkarnie prowadzić swój proceder.
Kłusownictwo, szczególnie na południu Polski, ma ciche przyzwolenie społeczeństwa, a parający tym się ludzie zarabiają zadowalające sumy. Jeśli nie zostaną przyłapani na gorącym uczynku przez odpowiednie służby - działają swobodnie.
Czy w okolicach Radomska zaczynamy mieć ten sam problem?