Jeszcze w piątek wracając wieczorem do domu ukrywałem głowę pod teczką przed padającym śniegiem, marudząc, iż to będzie najgorszy początek wiosny jaki w życiu mógłby mi się... ››
Jeszcze w piątek wracając wieczorem do domu ukrywałem głowę pod teczką przed padającym śniegiem, marudząc, iż to będzie najgorszy początek wiosny jaki w życiu mógłby mi się przytrafić.
W sobotę wyglądając za okno, byłem jeszcze pewniejszy swych racji, wyobrażając sobie, iż w poniedziałek Polska zostanie napadnięta przez śnieżycę. Jednak już w niedzielę popijając południową kawkę na balkonie byłem zadowolony, iż moje gdybania zostaną teorią.
Słonko świeciło jasno, napełniając wszystkich optymizmem. Tak, niejednemu robiło się żal, że musi zasłonić żaluzje bo ostre światło padało mu na monitor. Po uporczywej zimie łakniemy ciepłego powietrza na dworze i świergotania ptaków. Wciąż wydaje nam się to wyjątkowym luksusem, lecz przyjdzie czas, że ciepłe poranki będą normą.
Widok ojca odświeżającego kamiennego grilla przypominał mi tajemny rytuał pogańskich kapłanów, przygotowujących miejsce na całopalenia. Abstrakcyjne skojarzenie chyba ma swoje uzasadnienie – bo odpalenie ich zawsze było powodem do świętowania. I my niedługo będziemy radować się w rodzinnym czy koleżeńskim gronie przy smażonym mięsku starając się zapomnieć o trudach dnia codziennego. Mały wkład a efekt świetny.
Jednak póki co pozostaje nam się cieszyć drobnymi elementami wiosny.
Na dobry początek, staramy się radośnie powitać tę porę roku. Dziś szefowie przymykają oko na nasze rozmarzenie, w szkołach lekcje są luźniejsze, a starsza pani w sklepie jest milsza niż zwykle gdy kupujemy rano bułki i mleko.
To pozytywne emocje wiążą się już z staropolskimi tradycjami, które uroczyście podkreślają nadchodzącą pogodową rewolucję.
W XV w. topiono przystrojonego chochoła, zwanego Marzanną w celu wypędzenia zimy. Pierwotnie czyniono to regularnie w czwartą niedzielę postu. Dopiero później w sposób naturalny przeniesiono tą czynność na pierwszy dzień wiosny. Dziś już mało kto wie, że topienie było elementem końcowym złożonego procesu. Najpierw odbywała się procesja z kukłą po wsi. Gdy już wszyscy zobaczyli Marzannę wyprowadzano ją poza ośrodek życia ludzkiego. Przy rzece, stawie podpalano ją i dopiero resztki wrzucano do wody. Po wszystkim stawiano gaik - przystrajano gałąź w jajka i wstążki na znak przybycia wiosny.
Wciąż większość ludzi podtrzymuje tradycję, jednak nie brakuje współczesnych akcentów witania wiosny. Daleko szukać nie trzeba, spójrzcie na swoją „ścianę” w Facebooku - nie brakuje radosnych wpisów, czy linków z popularną piosenką Marka Grechuty „Wiosna, ach to Ty” czy tematycznych kabaretów.
W przyrodzie znowu nadchodzi wiosna. Fajnie. My ludzie jesteśmy w lepszej pozycji - gdy chcemy, w naszym życiu wiosna może trwać wiecznie.