- Zauważyliśmy już zieloną dobrą zmianę w środowiskach konserwatystów. W różnych miejscach jest wiele debat poświęconych ekologii, a ja sam jestem często do nich zapraszany przez najróżniejsze środowiska. Ciężko być obojętnym, zwłaszcza w czasie pandemii – z o. Stanisławem Jaromim rozmawiamy o ekologii, kościele i narodzinach zielonego konserwatyzmu.
Radomsko24.pl: Czy zielony konserwatyzm jest w ogóle możliwy?
o. Stanisław Jaromi: Trudno powiedzieć, choć widzimy pewne próby debaty ekologicznej wśród niektórych konserwatystów.
Pytam, bo ostatnio ukazała się książka Jakuba Wiecha pt. „Globalne Ocieplenie. Poradnik dla zielonej prawicy”, a reakcja wielu członków prawej strony sceny politycznej była… nieprzychylna. Żeby nie powiedzieć: histeryczna.
Tej książki nie znam, ale dotarł do mnie raport Klubu Jagiellońskiego na te tematy. A poza tym ja nie jestem ani postępowy, ani konserwatywny, ani lewicowy, ani prawicowy. Jestem franciszkański.
Franciszkański, czyli jaki?
Odwołujący się do przesłania św. Franciszka z Asyżu, który od ponad 40 lat jest w kościele czczony jako patron ekologów. Znany jest z tego, że 800 lat temu za ważny element swojego powołania uznał dobrą relację ze światem przyrody. Proponował, aby wielbić Pana Boga przez Hymn Stworzenia, w którym nazywa wszystkie elementy świata przyrody swoimi braćmi i siostrami.
Staram się zatem podążać za jego naukami: jestem zwolennikiem tworzenia właściwych relacji ze światem przyrody, które mają budować, a nie niszczyć. Tworzyć, a nie wprowadzać zamęt. Uważam, że musimy wziąć odpowiedzialność za nasze siostry i braci pośród flory i fauny, postrzegać świat jako wspólne dobro, o które trzeba się troszczyć. A między nami poszerzać przestrzenie dialogu i solidarności.
Odnoszę jednak wrażenie, że dotychczas w nauczaniu kościoła ten temat nie był na pierwszym planie. Wybór papieża Franciszka coś w tej kwestii zmienił?
Trzeba rozróżnić, czy mówimy o Kościele powszechnym, czy Kościele w Polsce.
Zacznijmy może od Kościoła na świecie.
Odpowiedź na kwestie ekologiczne pojawiła się natychmiast, gdy stwierdzono istnienie czegoś takiego jak kryzys ekologiczny. Czyli pewnie jakieś 50 lat temu. Dostrzeżono wtedy, że nasza działalność gospodarcza, w szczególności rolnicza, przynosi spore zniszczenie środowiska naturalnego. To, co miało być dla nas dobre, okazało się destrukcyjne.
Ludzie Kościoła byli jednymi z pierwszych, którzy zabrali głos w tej debacie. Jestem w stanie wymienić ze sto dokumentów Kościoła, które poprzedziły encyklikę papieża Franciszka „Laudato si'” z 2015 r. Pierwszy pochodzi z roku 1972 – w tym samym czasie w Sztokholmie odbywała się też pierwsza duża konferencja międzynarodowa poświęcona ochronie środowiska.
Co w tym czasie robił polski Kościół?
Nie za bardzo docierały do nas te tematy, bo w latach 70. i 80., gdy budziła się ekologiczna świadomość, my byliśmy zajęci walką z komunistycznymi władzami. Oczywiście nie oznacza to, że nie podejmowano kompletnie żadnych działań – w czasie rewolucji Solidarności, w 1980 r., działalność rozpoczął Polski Klub Ekologiczny. Rok później powstał Ruch Ekologiczny św. Franciszka z Asyżu – REFA. Dla nas, franciszkanów, istotne było to, że w 1979 r. św. Franciszek został patronem ekologów. A tej kanonizacji dokonał przecież nasz rodak, papież Jan Paweł II. Pojawiło się pytanie: co to dla nas oznacza? Kiedy pojechałem na studia do Krakowa w 1984 r., to te tematy już w środowisku funkcjonowały.
Czyli można powiedzieć, że franciszkanie byli zawsze najbardziej związani z ekologią?
Przynajmniej próbowaliśmy. Niektórzy, bo raczej nie wszyscy, zadawali sobie te pytania. Natomiast, czy kwestia ta była szerzej obecna w Kościele? W jakimś sensie pewnie tak, ale na pewno nie był to temat ważny, pierwszorzędny.
Funkcjonował w tle.
Tak, jako numer siedem, osiem. Wiadomo, priorytety dla instytucji kościelnych są trochę inne: parafia nie ma zajmować się ekologią, ale kwestiami religijnymi i duchowymi. Co oczywiście nie oznacza, że parafianie nie mogą i nie powinni zainteresować się stanem swojego najbliższego środowiska. Rzeczywiście można powiedzieć, że encyklika papieża Franciszka była tutaj wielkim przełomem.
Księża w Polsce powinni mówić swoim wiernym podczas kazań: słuchajcie, musimy ograniczać konsumpcję, rezygnować z mięsa, odchodzić od węgla? Bo jak na razie raczej się tego w kościołach nie słyszy.
A byłeś kiedyś na moim kazaniu?
Większość ludzi nie chodzi na msze do franciszkanów, tylko do najbliższego im kościoła.
To jest dobre pytanie: czy takimi kwestiami powinni się zajmować księża, czy zaangażowani świeccy?
Kościół angażuje się jednak w sprawy świeckie, bo uznaje to za swój moralny obowiązek.
No właśnie. Weźmy taki klasyczny temat, jakim jest troska o życie – nienarodzonych, dzieci, seniorów itd. Trzeba jasno powiedzieć, że chodzi tu też o troskę o życie przyrody. Bo ona nie tylko zapewnia nam zdrowie, ale i jest wartościowa sama w sobie. Bóg ją stworzył, pobłogosławił i nakazał nam o nią dbać.
Uważam, że przypominanie o tych powinnościach wobec przyrody powinno być elementem katechezy. Duszpasterze powinni przypominać, że świat przyrody to Boży dar, za który jesteśmy odpowiedzialni, ale to świeccy powinni wykazywać się aktywną postawą w konkretnych działaniach ekologicznych.
Jak zatem powinien zachowywać się nowoczesny, ekologiczny katolik?
Myślę, że inspirację może czerpać z tradycji chrześcijaństwa, która mówi wprost: unikaj marnotrawstwa, agresji, zabijania, staraj się tworzyć dobro i sam bądź dobry, także dla przyrody. Poczuj też współodpowiedzialność za los planety. Sprawdzaj w rachunku sumienia swój styl życia, także swoje wybory konsumenckie, bo stają się one dziś świadectwem troski o Boży świat.
Warto wsłuchiwać się w głos autorytetów Kościoła, choćby papieża Franciszka, ale też ekspertów, naukowców. Budować wiedzę i wrażliwość. Papież Franciszek powiedział kiedyś, że katolik powinien mieć dobry słuch – właśnie po to, by usłyszeć płacz Ziemi i krzyk ubogich.
Nie da się nie zauważyć, że w tej proekologicznej, proklimatycznej retoryce zdecydowanie dominuje głos ze środowisk liberalnych i lewicowych. Konserwatywni politycy, zwłaszcza w Polsce, rzadko te tematy podejmują, a jeśli już, to raczej negują problemy, a nie proponują rozwiązania. Czy to nie jest swoista porażka nauczania Kościoła?
Bez wątpienia tak. Jeśli ktoś chodzi do kościoła, a grzeszy w ten sposób, to jest porażka nie tylko jego, ale także nas wszystkich jako wspólnoty chrześcijańskiej. U wielu widać ignorancję i obojętność. Zauważyliśmy już zieloną dobrą zmianę w środowiskach konserwatystów. W różnych miejscach jest wiele debat poświęconych ekologii, a ja sam jestem często do nich zapraszany przez najróżniejsze środowiska. Ciężko być obojętnym, zwłaszcza w czasie pandemii. Widzimy, że chorujemy. Ale dlaczego? Bo cały świat jest chory.
Wiele się mówi o tym, że epidemię wywołała nasza agresywna ekspansja.
Wielu biskupów z globalnego Południa nazywa to wielkim skandalem, bo choć mamy zasoby wystarczające do zaspokojenia potrzeb wszystkich ludzi na Ziemi, to miliony nadal żyją w głodzie i w nędzy. Skala nierówności i marnotrawstwa jest porażająca. To kolejny objaw chorób tego świata.
I właśnie dlatego powołaliście waszą wspólnotę? Bo się na to nie godzicie?
Ten proces został zainicjowany w całym Kościele. Po publikacji encykliki „Laudato si'” w 2015 r. na całym świecie niezależnie od siebie zaczęły powstawać wspólnoty wiernych o takiej nazwie. Znajdziemy je wszędzie: w Afryce, Azji, Europie i obu Amerykach.
I przez naszą wspólnotę w ostatnich latach przewinęło się sporo osób. Niedawno udało nam się zdobyć grant, który wspierał nasze lokalne działania i pozwolił zrealizować projekt „Mniej znaczy więcej”. W jego ramach poprowadziłem cykl ekologicznych katechez, mieliśmy różne warsztaty, był też kiermasz „przydasiów”. W mieście pojawiło się także kilka tablic przypominających o eko-orędziu Kościoła.
Kiedy zaczęliście swoją działalność?
Ja działam w Ruchu Ekologicznym im. św. Franciszka z Asyżu od wielu lat. To jest stowarzyszenie ogólnopolskie, które prowadzi działalność promującą ekologię po chrześcijańsku. Natomiast wspólnota Laudato si' to jest oddolna inicjatywa wiernych: po prostu znalazła się grupa dorosłych osób chętnych do działania. I tak funkcjonujemy już jakieś półtora roku.
Skąd właściwie pochodzi nazwa – „Laudato si'”?
To jest właśnie oryginalny tytuł Pieśni Stworzeń, o której już wcześniej wspomniałem. W języku starowłoskim, którym posługiwał się św. Franciszek, „Laudato si' o me Signore” znaczy „pochwalony bądź, Panie”. Te dwa słowa stały się tytułem encykliki papieża Franciszka sprzed 6 lat i swego rodzaju hasłem wywoławczym katolickiej ekologii.
Czy widzi ojciec efekty swojego zaangażowania w te ekologiczne inicjatywy, choćby w społeczności lokalnej?
To, co ja robię, polega na rozbudzaniu wiedzy i świadomości. Od lat zajmowałem się tym, żeby w Polsce zacząć rozmawiać o tym, co ważne jest dla Kościoła powszechnego. Często polegało to na tłumaczeniu różnych tekstów, dokumentów, a także rozwijaniu nauczania Kościoła w zakresie ekologii. Wspomniałeś o zielonym konserwatyzmie – my mówimy o nim już od kilkudziesięciu lat!
Kilka razy już wspomniałem, że ta świadomość ekologiczna w ostatnich latach znacząco się powiększyła. I myślę, że ja też do tego jakąś cegiełkę dołożyłem.
Jakie macie plany na najbliższe miesiące?
Właśnie skończyliśmy rozliczanie tego grantu. Myślę, że teraz czeka nas chwila oddechu, odpoczynku, po czym wrócimy do pracy. Chcielibyśmy odnowić na terenie klasztornym sad, nasadzić drzewa owocowe, które są charakterystyczne dla centralnej Polski. Poszukujemy obecnie specjalisty od architektury krajobrazu, żeby było to dobrze przemyślane. Badamy też potencjał edukacyjny owego ogrodu.
Ostatnie pytanie: czy patrzy ojciec optymistycznie w przyszłość?
Powiedziałbym, że patrzę z nadzieją. A nadzieja to taki chrześcijański optymizm.
Mawia się, że umiera ostatnia, ale ma też być matką głupich.
Tak mówią tylko ci, którzy jej nie znają. Ja mówię tu o Wielkiej Nadziei, nadziei Bożej. Jestem przekonany, że świat jest w bożych rękach i pan Bóg chce dla nas jak najlepiej. Natomiast my grzeszymy, niszczymy, zawalamy w wielu sprawach. Zamiast rozwiązywać problemy, prowadzimy wojny i wojenki, pogłębiamy podziały.
Jeśli jednak uda się nam porozumieć w kluczowych tematach, to nadzieja jest. Nadzieja, że pokonamy pandemię, kryzys ekologiczny, nauczymy się żyć z globalnym ociepleniem. Ale musimy zrozumieć, że cała planeta jest naszym wspólnym dobrem. A łatwe to nie jest. Niestety.
Rozmawiał Mateusz Patalan.