Jak radomszczanie przyjmują duchownych z noworoczną wizytą duszpasterską?
Ości po karpiu już wyrzucone, a kieliszki zdążyły zapomnieć jakie trunki wlewano w nie podczas sylwestrowej zabawy. Jak to zwykle bywa, na progu tego nowego roku odwiedza nas nietypowy gość - ksiądz przybywający z duszpasterską wizytą.
Skojarzeń z tym wydarzeniem jest równie dużo, co samych ludzi. Choć z powodzeniem można rozróżnić dwie przeciwstawne grupy. Dla jednej jest to niezręczna wizyta człowieka, który przybywa zainkasować odpowiednią kwotę za przynależność do wspólnoty parafialnej, której nie jest wstanie zebrać, gdyż ktoś po prostu w ciągu roku nie pojawia się w kościele na żadnej uroczystości. Dla drugich jest to piękny zwyczaj poświęcenia domu i okazja do rozmowy z duchownym o sprawach parafii oraz Kościoła, na jaką nie mają okazji pozwolić sobie w ciągu roku - samo wydarzenie nie wiąże im się z jakimś negatywnymi odczuciami. Są zdania, że tak zawsze było i nie ma potrzeby robić z tego większej afery.
Jakie są odczucia radomszczan podczas przyjmowania księdza w swoim domu? Tak jak w całej Polsce, są bardzo różne. Podstawowymi czynnikami, które konstytuują nasze podejście do kolędy jest wiek, miejsce zamieszkania, wykształcenie czy religijność własna. Ponadto istotnym czynnikiem są zarobki, gdyż za wizytą duszpasterską wiąże się tradycyjna "koperta", będąca dobrowolnym gestem, który bardzo często przysłania idee całego spotkania.
Co dzieje się w radomszczańskich domach gdy ksiądz przekracza próg? Poniżej kilka opinii mieszkańców naszego miasta:
- Ksiądz bardzo grzecznie, kulturalnie ze wszystkimi się przywitał, powiedział "Szczęść Boże", podał rękę i zaczął delikatnie pytać co słychać w rodzinie. Kolędę mogę zaliczyć do udanych. Ze mną rozmawiał o przygotowaniach do bierzmowania i pytał się jak radzę sobie w szkole. Akurat z moim starszym wikarym można spokojnie porozmawiać bez odczuwania zbędnego dystansu czy strachu. - mówi Sebastian, 16 lat.
- Do kościoła chodzę naprawdę od święta. Księdza przyjąłem, bo akurat miałem wolne popołudnie i nigdzie się nie wybierałem. Duchowny wypił szklankę wody choć proponowałem herbatę. Nasza rozmowa toczyła się wokół kolekcji moich książek, pracy i historii. To była miła, przyjemna i inteligentna pogawędka. - mówi Piotr, 28 lat.
- Księdza przyjmujemy zawsze. Jak nie ja to żona, choć milej jest, kiedy możemy się spotkać wszyscy razem. Do kościoła staramy się chodzić regularnie, więc przyjmowanie proboszcza czy wikarego nie wiąże się dla nas z jakimś dyskomfortem. Myślę, że to jest ważny element naszej polskiej tradycji, ponieważ w innych krajach duchowni nie odwiedzają swoich parafian w domu. Wręcz nie jest to za dobrze widziane. U nas wypracował się - moim zdaniem- ten dobry zwyczaj, że istnieje możliwość spotkania z księdzem w innych warunkach, niż kościół - opowiada Adam, 36 lat.
- Nie przyjmuję księdza. Nie uważam, że to czemuś służy i jest potrzebne. Mało tego kiedy przyjmuję gości - umawiamy się na dogodny dla obojga termin. W wizytach księdza nie ma nic z takiej wizyty. Ksiądz termin podaje z góry i nie uważam, by było to w dobrym tonie. Abstrahując już od terminów nigdy nie płacę gościom, za to że mnie odwiedzili. W nawiązaniu zaś do księdza, nie jest też zgodne z moim przekonaniem dawać pieniądze komuś, kto nie wie, co to praca i bieda - Lena, 32 lata.
Czasem opory przed przyjęciem księdza wynikają ze świadomości tego, że sami żyjemy trochę na bakier z kościelnymi zasadami i boimy się krytyki ze strony jego przedstawiciela - Mieszkam z rozwiedzionym mężczyzną i spodziewam się jego dziecka. Obawiam się reakcji księdza na taką sytuację. Co mam zrobić, kiedy zapuka do mych drzwi? - obawia się Agnieszka, 28 lat.
Tak, bez wątpienia jest to bardzo nietypowa sytuacja. Jednak pozostaje mi na pocieszenie napisać, że druga strona boi się również krytyki, przyjęcia bez zrozumienia i pozostawienia po sobie niesmaku, który pozostanie już do końca życia. Dlatego nawet, gdy nasze życie jest odległe od tego co proponuje Kościół nie unikajmy spotkania, gdyż prawdopodobnie może ono stać się dobrym zaczynem do uświadomienia sobie, że na łonie tej instytucji pracują przede wszystkim ludzie dla ludzi. Księża idą w teren dla tych trudnych przypadków i starają się udowodnić, że dla każdego jest miejsce w Kościele i mogą się w nim rozwijać, żyć równie dobrze co "podręcznikowi" katolicy. Wszystko zależy od chęci i nastawienia.
Kolejną kwestią jest słynna koperta. Radomszczanie zazwyczaj wkładają do niej ofiarę w wysokości od 10 do 100 zł. Głównym czynnikiem ile ksiądz znajdzie w niej pieniędzy po wyjściu z domu jest zamożność danego domu. Kolejnym popularnym czynnikiem jest to, czy odwiedzi nas proboszcz czy wikary. Ten pierwszy może liczyć na większą darowiznę w szczególności, gdy w danym roku sami mamy zamiar iść do kościoła prosić o sakrament ślubu lub chrzcin. Wiele osób boi się, iż jak da za mało na kolędzie to potem proboszcz będzie krzywo patrzył się przy załatwianiu spraw w kancelarii. Przecież zapamięta, zanotuje i będzie problem.
Guzik prawda! Koperta nie ma możliwości wpłynąć na jakość obowiązków wykonywanych przez księdza. Prawo kanoniczne jasno mówi, iż kapłan swoje czynności wynikające z posługi wykonuje nieodpłatnie. Może przyjąć jedynie dobrowolną ofiarę, nieobwarowaną żadnymi kryteriami fiskalnymi. Jest to jedynie dodatek, praktyczne podziękowanie, pozwalające utrzymać się księdzu. Pamiętajmy też, iż nie jest ona głównym powodem, dla którego ksiądz przekracza próg naszego domu.
Postaraj się w tym roku nie myśleć o wizycie duszpasterskiej przez pryzmat koperty (Czy jest na wierzchu? Czy na pewno włożyłem pieniądze? Czy nie za mało? Co sobie o mnie pomyśli jeśli za mało?), a nabierzesz o wiele więcej zrozumienia, a może nawet sympatii dla całej sytuacji.
Cokolwiek by się nie działo kolęda minie. Krzyżyk i świeczki znowu trafią do kredensu, a kropidło oddasz starszej sąsiadce z naprzeciwka, obiecując sobie, że za rok będziesz już miał swoje własne. Wykorzystaj to spotkanie najlepiej jak będziesz potrafił, najlepiej jak Ci podpowie sumienie. Choć może daruj sobie dyskusję o pogodzie, bo przecież i tak doskonale wiesz, jaki mamy klimat.