400 km biegu niosąc pomoc niepełnosprawnym dzieciom

Jakub Kacprzak wczoraj (23 sierpnia) zakończył swoją tygodniową liczącą blisko 400 km wyprawę z Radomska na Tarnicę. Satysfakcja z dokonanego czynu przysłoniła mu ból odniesionej w drodze kontuzji.

Jakub Kacprzak wczoraj (23 sierpnia) zakończył swoją tygodniową liczącą blisko 400 km wyprawę z Radomska na Tarnicę. Satysfakcja z dokonanego czynu przysłoniła mu ból odniesionej w drodze kontuzji.



Kuba w niedzielę około godz. 14.00 wraz z przyjaciółmi zdobył szczyt Bieszczad - Tarnicę. Za nim było blisko 400 km i 154 godziny marszobiegu. Przez 7 dni Kuba odwiedził 6 miejscowości: Konieczno, Wełecz, Rydzów, Wyżne, Zagórz i Ustrzyki Górne (zamiast Lutowisk), gdzie dzięki uprzejmości sołtysów, organizatorom akcji kochamkolej.pl oraz władz gmin Kuba otrzymał nocleg. Każdą z tych miejscowości oddzielało około 60 km.

Zgodnie z planem Kuba dotarł na Tarnicę w niedzielę 23 sierpnia. Na miejscu spotkał tłum turystów, ale prawdopodobnie tylko on miał za sobą tak trudną i długą drogę do celu.

- Myślę, że moment zdobycia Tarnicy odczuwałem inaczej niż reszta turystów -  mówi Kuba. - W ostatnich metrach towarzyszyło mi uczucie spełnienia. Satysfakcja była ogromna. Ból odszedł na dalszy plan – dodaje.

Kontuzja ścięgna Achillesa znacznie utrudniła mu bieg, dlatego przez 3 ostatnie dni głównie maszerował. Jednak Kuba się nie poddał.

- Przez kilka dni musiałem tylko maszerować, czasami zbiegałem, kiedy droga była z górki. Niestety moja kontuzja z każdym dniem się pogłębiała, co było dość bolesne – wyjaśnia.

Mimo to na Tarnicę udało mu się wbiec.

- Przez etap leśny maszerowałem, natomiast kiedy zaczęły się połoniny zacząłem już biec. Z krótkimi przerwami marszowymi udało mi się zdobyć szczyt – podkreśla Jakub.

Zapytany, jakie to uczucie pokonać biegiem 400 km odpowiedział: Po prostu szczęście.

Kuba pokonał blisko 400 km nie tylko dla własnej satysfakcji, ale także po to, by pomóc w zbiórce pieniędzy na ukończenie remontu kompleksowego centrum rehabilitacji Stowarzyszenia Rodziców i Opiekunów Osób Niepełnosprawnych „Koniczynka”. Co prawda wyniki akcji poznamy prawdopodobnie dopiero w przyszłym tygodniu, to sam jej wynik nie jest aż tak ważny. Ważne jest to, że Kuba się odważył, zaryzykował i dał z siebie wszystko, żeby osiągnąć cel i jednocześnie zwrócić uwagę na potrzeby osób niepełnosprawnych.

Kuba przed biegiem na swoim facebookowym profilu napisał: Trzymajcie kciuki, szczęście przyda mi się jak nigdy wcześniej. Pamiętajcie też o tym bardziej materialnym wsparciu, które sprawia, że cała akcja jest czymś więcej, niż tylko moją osobistą misją. Przekazanie przez Was choćby najmniejszej kwoty na rzecz ukończenia remontu centrum rehabilitacji będzie dla mnie większą motywacją, niż majaczący gdzieś na horyzoncie szczyt Tarnicy.

- Nie znam wyników, ale widziałem, że akcja ma pozytywny oddźwięk. Zachęcam do dalszego wpłacania pieniędzy na konto „Koniczynki.  Chciałbym widzieć, że cały ten bieg nie zadowolił tylko mnie, ale przyniósł także realną pomoc – mówił po powrocie.

- Dziękuje wszystkim tym, którzy pomogli w organizacji mojej wyprawy. Dziękuję tym, którzy w drodze mnie ugościli i dziękuję moim najbliższym za wsparcie i motywację – dodaje.

Jakub Kacprzak jest przykładem na to, że osiąganie swoich osobistych celów może iść w parze z pomaganiem innym. Dzięki temu satysfakcja z ich osiągniecie może być co najmniej dwa razy większa.

Wyprawa Kuby w Bieszczady z pewnością nie była ostatnią. Obiecał, że tam wróci. A już dziś chłopak wyruszył w Tatry zdobyć Rysy.


kt

Więcej o:
kuba bieg tarnica koniczynka
Wróć na stronę główną

PRZECZYTAJ JESZCZE